Harvey Elliott – czy stanie się kapitanem Tsubasa w Aston Villi?
Harvey Elliott miał być złotym chłopcem drużyny z czerwonej części Merseyside. Po tegorocznym triumfie na Euro U21, gdzie reprezentacja Anglii wygrała złoto, a Harvey zdobył tytuł najlepszego zawodnika turnieju - opuszcza klub marzeń – Liverpool. Klub sprowadził Floriana Wirtza, a Arne Slot razem z dyrektorem sportowym Richardem Hughesem zdecydowali: czas na chłodną kalkulację. Elliott trafił do Aston Villi – drużyny, która po trzech kolejkach sezonu plasuje się na 19. miejscu w tabeli. Czy to krok w przepaść, czy szansa, którą samo życie zgotowało mu w cieniu trybun przy Anfield Road?

Chłopak zakochany w Anfield: marzenie spełnione
Harvey Elliott dorastał w okolicach Londynu. Jednakże kibcuje od dziecka drużynie, której stadion nie mieści się nad Tamizą, a przy Anfield Road L4 w Liverpoolu. Dlaczego akurat tato małego Elliota kibicował Liverpoolowi? Trzeba by się o to zapytać samego Scotta Elliota. Każdy kibic ma do opowiedzenia własną historię z tym związaną. Fakt pozostaje taki - młody Harvey dorasta w rodzinie która wspiera klub w którego herbie widnieje Liverbird.
Przy okazji przejścia do Aston Villi utalentowany 22 latek odpowie odnośnie gry dla LFC - „To był sen, który się spełnił,” Po 149 występach i siedmiu trofeach, klub, do którego wrósł całym sobą, wrzucił go jednak na boczny tor. Ale czy aby na pewno?
Zimna kalkulacja Slota i Hughesa
Klopp potrafił rozkochać w sobie piłkarzy i kibiców – wierzył w historie, w narracje o chłopakach, którzy z juniorskiej szatni trafiają na szczyt. Slot i Hughes myślą inaczej. Dla nich ważniejsze od marzeń są tabele i powiększenie gabloty z pucharami. W końcu trofeami piszę się historię. Harvey Elliott był symbolem nadziei, lecz w ich arkuszu więcej wartości wnosi Florian Wirtz. Niemiec kosztował fortunę, ale to nazwisko, które sprzedaje koszulki, podbija algorytmy marketingowe i ma być gotowe, by już dziś dać różnicę w Lidze Mistrzów.
Liverpool obecnie jak nigdy jest rozpięty między sercem a chłodem kalkulacji. Decyzja o oddaniu Elliotta i ściągnięciu Wirtza to jasny sygnał: klub nie inwestuje w opowieści, tylko w puchary. To nie czas na „może kiedyś”, to czas na „tu i teraz”. A trofea zdobywa się nie wspomnieniami z dzieciństwa, lecz transferami, które mają natychmiastowy wpływ na wynik. Ponadto gdy się bliżej pochylić nad sytuacją to decyzja o dodaniu klauzuli odkupu piłkarza, który w Aston Villi przywdzieje koszulkę z nr 9 jest ruchem, który pokazuje o co tak na prawdę chodzi w tym biznesie.
Birmingham zamiast finałów na wielkich arenach
Aston Villa miała być klubem na dorobku, aspirującym do Ligi Mistrzów. Jeszcze niedawno temu bili się do końca o miejsce w top 5. Dziś po trzech kolejkach sezonu 25/26 Villa jest dziewiętnasta w tabeli, z jednym punktem. Elliott, zamiast walczyć o Wembley i finały europejskie, zaczyna swoją przygodę od wejścia do szatni drużyny w lekkim kryzysie. Paradoks? W Liverpoolu mówiono, że „jeszcze nie dorósł do ciężaru Anfield”. A teraz dostaje najcięższy możliwy test — grać w zespole, który chce się znaleźć nie na szczycie ale ma ambicje dobić do czołówki. Start sezonu mają nieudany, ale pamiętajmy, że to dopiero początek.
Villa i numer 9
Harvey Elliott zna swoją wartość i zamierza ją udowodnić. W Aston Villi sięga po koszulkę z numerem 9 – nie dla juniora, nie dla gracza z marginesu, lecz dla lidera ataku. To symbol odwagi, ale i ciężaru, który w realiach Premier League potrafi przygnieść niejednego zawodnika.
Na Anfield w tym samym czasie dziewiątkę zakłada Alexander Isak – transferowy rekordzista, od którego oczekuje się bramek i trofeów. Jeden gra o prestiż bycia ponownie predententem do europejskich pucharów, drugi o mistrzostwo. Ten sam numer, dwa zupełnie inne konteksty, dwie różne kategorie wagowe.
I tu pojawia się pytanie szersze niż tylko los Elliotta: czy herubinkowaci Wirtz i Elliott, obdarzeni talentem, ale nie fizjonomią gladiatorów, są w stanie przebić się na stałe do panteonu sław Premier League? To liga, gdzie liczy się nie tylko technika, lecz także siła i odporność. A świat futbolu pokazuje, że czasami to właśnie fizjonomia pomaga w ostatecznym sukcesie w tej lidze. Nie zawsze i nie każdemu, ale patrząc na przykład na fizyczność strzelca zwycięskiego gola w Newcastle - na pewno nie przeszkadza.
Chcesz podyskutować?
Zapraszamy do komentowania i dyskusji na naszym profilu: Anfield.pl na Facebooku →